I w końcu opowiada Martynie o tym, jak przed laty jego ojciec zamienił
życie całej rodziny w piekło.
- Bił mamę. Bała się go. Cholernie. Czym bardziej się bała, tym mocniej
bił. Raz ją widziałem jak płakała... Tyko raz. Myślała, że nas nie ma,
że jest sama. A ja nic nie mogłem zrobić. Miałem może jakieś siedem,
osiem lat… Ja się go nie bałem. Nie tak jak mama. Mówiłem, co mi leży
na wątrobie. Dlatego nie mogę powiedzieć, że mnie bił. Nie. On mnie
katował. Jak był w formie, to na chirurgii lądowałem częściej niż w
szkole.
Kubicka blednie i rzuca cicho:
- Dlaczego od was odszedł?
A Piotr, po chwili milczenia, wyznaje:
- Nie odszedł. Jemu było dobrze. Tylko, że pewnego dnia Piotruś urósł,
przestał być Piotrusiem i wpieprzył ojcu... Musiałem. Zabiłby mamę.
Zdziwił się. Nie wiedziałem, że to bydle też potrafi się bać.
Przyjechała policja, pogotowie. Cyrk. Żądał obdukcji, bo pobił go
czternastolatek... No, to powiedziałem im, jaka prawda jest i zabrali
tatusia na dołek. Dostał rok, odsiedział osiem miesięcy. Próbował
jeszcze wrócić, ale nie pozwoliłem. I tyle. Już wszystko wiesz…
- Nie wszystko. Nie wiem, dlaczego mnie okłamałeś.
- Nie tylko ciebie... Wszystkich.
- Miałam nadzieję, że dla ciebie znaczę więcej niż „wszyscy”.
- Chyba sam uwierzyłem, że nie żyje...
To scena, którą zobaczymy już 21 grudnia, w 120 odcinku „Na sygnale”...
Czy ojciec Piotra wyjdzie w końcu ze szpitala – i spróbuje odbudować
swoje relacje z synem? Ciekawych zapraszamy przed telewizory!