W kolejną środę na numer alarmowy zadzwoni słynny wróżbita, błagając o
pomoc. Ratownicy od razu pojadą pod wskazany adres… a tam czeka ich
niespodzianka. Bo ich „pacjent” okaże się całkiem zdrowy.
- Musicie mnie państwo przebadać... Tylko dokładnie!
- Ale stało się coś? Źle się pan czuje? My nie jesteśmy od badań
lekarskich... Mówił pan, że to nagły wypadek! - doktor Banach szybko
straci cierpliwość. - Spytam jeszcze raz... co panu jest?
A mężczyzna, bliski paniki, pokaże ratownikom... karty do tarota.
- Wygląda na to, że umieram!
- A na co, jeśli można wiedzieć?
- Miałem nadzieję, że to wy mi powiecie! Proszę zobaczyć: „rydwan” i
„śmierć”! Wyszło mi tak już trzy razy z rzędu... Tego nie da się
inaczej wytłumaczyć!
- Dobrze, skoro już tu jesteśmy, zbadamy pana... Ale jeśli okaże się,
że nic panu nie jest, będę musiał obciążyć pana kosztami za
nieuzasadnione wezwanie karetki!
Wiktor będzie o krok od wybuchu. I w końcu każe „śmiertelnie choremu”…
wziąć aspirynę. A wychodząc, rzuci zirytowany:
- W tej chwili ktoś naprawdę może potrzebować naszej pomocy!
Tymczasem kilka minut później… wróżbita o mało nie straci życia!
Zraniona ręka, złamany obojczyk, przebita opłucna i migotanie komór
serca – to bilans „walki” doktora Banacha z przeznaczeniem. Czy lekarz
zdoła jednak pacjenta uratować – wbrew temu, co pokazały karty tarota?
Ciekawych zapraszamy przed telewizory…