TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

Uskrzydlony rodzynek

Data publikacji: 2014-09-29

Mimo że jest studentką czwartego roku PWST w Krakowie, postanowiła przenieść się do Warszawy, gdzie pracuje na planie serialu o ratownikach medycznych - „Na sygnale”. Dzięki tej roli rozwinęła się aktorsko, nabrała doświadczenia i poczuła smak...

– Przeprowadziłaś się już do Warszawy?

– Część rzeczy przewiozłam w czerwcu moim autem, do którego niewiele się mieści, a w sierpniu pożyczyłam wielkiego busa, bo inaczej nie dałabym rady się zabrać. Był załadowany po brzegi, a i tak nie zmieściło się kilka rzeczy. Wciąż jestem otoczona kartonami, stoją na każdym kroku. Mam wrażenie, że ich rozpakowywanie nigdy się nie skończy (śmiech). 
– Co ze szkołą? Jesteś studentką czwartego roku wydziału aktorskiego PWST w Krakowie. 
– To ostatni rok, już bez zajęć; mam tylko do zrobienia z koleżankami i kolegami dwa spektakle dyplomowe. Próby do nich trwają miesiąc, góra dwa, a potem będziemy grali kilka razy w miesiącu. Stwierdziłam, że chyba lepiej będzie przenieść się do Warszawy, gdzie mam o wiele większe możliwości zawodowe. To nie była łatwa decyzja, kosztowała mnie hektolitry łez. Długo zarzekałam się, że nigdzie się nie ruszam, bo pokochałam Kraków i nie wyobrażałam sobie życia w innym mieście. Spędziłam tam cztery lata, mam swoje ulubione miejsca, poznałam wielu wspaniałych ludzi. Zdecydowałam się na przeprowadzkę pod wpływem impulsu, w jednej chwili pomyślałam - jadę i klamka zapadła. Teraz czuję, że dobrze zrobiłam, że przyszedł najwyższy czas na zmianę. 
– Przeprowadzka do innego miasta rozpoczyna kolejny etap w życiu, pojawiają się nowe możliwości, poszerzają horyzonty. 
– Od tygodnia czuję się jakbym miała skrzydła, fruwam! Ta decyzja dała mi dużo siły. Na razie badam teren, rozglądam się, powoli wdrażam, poznaję ludzi. Jestem na czwartym roku studiów, mam rolę w serialu „Na sygnale”, muszę mierzyć siły na zamiary. Nie szukam w tej chwili kolejnej pracy, bo mogłoby mi zabraknąć czasu. Na wszystko przychodzi odpowiedni moment.
– Po wakacyjnej przerwie serial „Na sygnale” wrócił do emisji. Przygotowaliście jakieś niespodzianki dla jego fanów? 
– Serial powstaje od sierpnia zeszłego roku, a w emisji jest od pół roku. Producenci wyciągnęli pierwsze wnioski i zmienili trochę jego konwencję, żeby celniej trafiał w gusta widzów. W „Na sygnale” grają teraz wyłącznie zawodowi aktorzy. Jest też nowa godzina emisji – serial będzie można oglądać w każdą środę o 21.45, od razu po „Na dobre i na złe”. Odcinek wydłużył się do trzydziestu pięciu minut. Mam nadzieję, że dzięki tym zmianom będzie nas oglądało jeszcze więcej osób.
– Co wydarzy się w najbliższych odcinkach serialu? 
– Pojawił się nowy bohater, Artur Góra (Tomasz Piątkowski – przyp. aut.) – pierwszy czarny charakter w „Na sygnale”. Zastąpił na stanowisku szefa stacji pogotowia ratunkowego Wiktora (Wojciech Kuliński – przyp. aut,), który dochodzi do siebie po wypadku. Jego metody działania i charakter nie przypadną do gustu naszym bohaterom, będą kłótnie i afery. Artur cały czas knuje, miesza i wygląda na to, że zależy mu, by zrujnować relacje w zespole i wprowadzić swoje zasady. Momentami będzie adorował Martynę, którą gram, ale jeszcze nie wiadomo, czy to mydlenie oczu, czy prawdziwe zainteresowanie. Wszystko wyjaśni się w kolejnych odcinkach. Wiktor nie odszedł na zawsze, niedługo wróci do karetki – jego starcie z Arturem na pewno będzie bardzo ciekawe. 
– Wciąż będziesz rodzynkiem, czy w serialu pojawi się inna ratowniczka? 
– Straszyli mnie, że wprowadzą do serialu nową bohaterkę, co – oczywiście – mi się nie podobało, ale na straszeniu się skończyło. Przynajmniej na razie. Martyna to nadal jedyna kobieta w zespole, innych na horyzoncie nie widać. Nie mam konkurencji, jest dobrze (śmiech).

– Czy ta rola coś zmieniła w twoim życiu? Odczuwasz siłę popularności? 

– Ostatnio podczas imprezy mój kolega rozciął głowę. Od razu zostałam wezwana na miejsce zdarzania, bo w końcu – jak żartują ze mnie znajomi – jestem specjalistką od pierwszej pomocy! Ja tak nie uważam, ale jestem czujna i gotowa do działania, tak mnie ten serial nastroił (śmiech). Dużo się nauczyłam podczas zdjęć do „Na sygnale”, nie tylko pod względem czysto aktorskim, ale i technicznym. Pewniej się czuję, nabrałam niezbędnego doświadczenia w pracy z operatorem, kamerą. Gdy grałam mniejsze role w innych serialach, nie było na to czasu. Przychodziłam, robiłam swoje i jechałam do domu. A rozpoznawalność? Nadal mogę spokojnie zrobić zakupy, nie biegają za mną fani i fotoreporterzy, ale coś drgnęło. Czasami ktoś mnie rozpozna, uśmiechnie się, poprosi o zdjęcie czy autograf, zatrąbi klaksonem. Zdarza się, że machają do mnie z karetki ratownicy medyczni. Dostaję dużo e-maili i listów, które przychodzą na adres biura serialu. Zazwyczaj to bardzo miłe, pozytywne wiadomości. Niektórzy piszą, że dzięki Martynie uwierzyli, że dadzą radę dostać ratownikami medycznymi, inni przesyłają wiersze i wyznania miłości (śmiech). 
– Miałaś latem czas na urlop, czy skupiłaś się na pracy i przeprowadzce? 
– Chyba pierwszy raz nie wyjechałam nigdzie latem na dłużej, byłam tylko na kilku krótkich wypadach, między innymi na Helu. Próbowałam dogadać się z latawcem od kite'a. Kitesurfing jest trudnym sportem, trzeba dużo wytrwałości, żeby nauczyć się dobrze pływać. Mam nadzieję, że kolejne lekcje będą miała zimą, bo obiecałam sobie, że w grudniu lub w styczniu wybiorę się do ciepłych krajów. Może polecę na Wyspy Zielonego Przylądka. Podobno cały czas tam wieje, więc będę mogła trenować, a przy okazji cieszyć się słońcem. 
Rozmawiał: Kuba Zajkowski