TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

Nastrój świąt buduję w sobie - rozmowa z Leą Oleksiak

Data publikacji: 2016-12-20

Spędzała Boże Narodzenie w Anglii, Holandii i Indiach, ale zawsze brakowało jej klimatu polskich świąt oraz towarzystwa mamy, taty i sióstr. W tym roku pojedzie do rodzinnego domu. Jak zawsze będą uściski, łzy, dobre jedzenie i dużo śmiechu.

Wiele lat spędziłaś poza Polską. W jakich krajach obchodziłaś Boże Narodzenie?

Zawsze starałam się spędzać święta w domu, ale różnie układały się moje losy. Kilka razy byłam w Anglii i Holandii, gdzie Boże Narodzenie obchodzi się podobnie jak u nas. Zdecydowanie najdziwniej czułam się w Indiach. Nie cierpię gotować, ale wtedy, po raz pierwszy i ostatni w życiu, z tęsknoty za krajem, tradycjami i rodziną, zrobiłam pierogi z ziemniakami. Właściwie to zrobiłyśmy z moją towarzyszką hinduskiej przygody. Wyszły naprawdę dobre!

W Indiach jest niewielu chrześcijan, więc okres świąteczny wygląda zupełnie inaczej niż u nas. Oczywiście też jest ruch w centrach handlowych, ale to nie to samo - brakowało mi specyficznego klimatu polskich świąt. Nie mówiąc już o pogodzie. Mam zdjęcie pod choinką, jak mrużę oczy od słońca (śmiech). Poza tym nawet nie dowiedziałam się, kto tam rozdaje prezenty i do kogo musiałabym napisać list w sprawie prezentu.

Pewnie musiałabyś szukać podarku pod drzewem bananowca albo mango...

Możliwe, ale nie stanowiłoby to dla mnie problemu. Choinka i ozdoby świąteczne to dla mnie tylko dodatek do Bożego Narodzenia. Raz w życiu miałam drzewko świąteczne, bo do Warszawy przywiozła mi je mama. Nie umiem dbać o takie rzeczy, choć je uwielbiam. Najważniejsze jest dla mnie spotkanie z bliskimi; mogłabym spędzić trzy dni na dworcu centralnym w Warszawie w towarzystwie rodziców oraz sióstr i byłabym szczęśliwa. Nastrój Bożego Narodzenia buduję w sobie.

Gdzie spędzisz tegoroczne święta?

Planuję pojechać do domu rodzinnego. Mam nadzieję, że nie wydarzy się nic nieprzewidywanego i będę mogła spotkać się z bliskimi. Tuż przed świętami razem z serialową Zosią (Edyta Bełza – przyp. aut.) z „Na sygnale” weźmiemy udział w zdjęciach do krótkometrażowego filmu „Zamach”, którego scenariusz powstał na podstawie wiersza.  Ponownie gram wredną babę (śmiech). Jeśli wszystko ułoży się po mojej myśli, to w dniu Wigilii wyruszę w stronę Sztumu i o siedemnastej usiądę do rodzinnej wieczerzy.

Zazwyczaj przyjeżdżam na święta na ostatnią chwilę. Tata się śmieje, że robię to celowo, żeby nie brać udziału w przygotowaniach do świąt, sprzątaniu i gotowaniu. Pewnie jest w tym trochę prawdy (śmiech).

Rozpoczniesz wieczerzę od jedzenia pierogów?
O tak, kocham pierogi! To ulubiona świąteczna potrawa wszystkich członków rodziny. Z pewnością będzie dwanaście potraw na stole, na czele z kutią, którą w mistrzowski sposób przygotowuje mój tata. U nas święta są bardzo tradycyjne. Nie kupujemy gotowych dań, wszystko robimy sami.

Kupiłaś dużo prezentów?

Co roku pod choinką jest mnóstwo prezentów, właściwie to pół pokoju, bo w naszej rodzinie każdy robi prezenty każdemu. Tym razem ustaliłyśmy z siostrami, a mam trzy, że całą pulę przeznaczamy na jeden prezent dla rodziców, żeby symbolicznie podziękować im za wszystko, co dla nas zrobili i robią.

Cieszę się, że spędzę z bliskimi trzy dni. Będą uściski, łzy, dobre jedzenie i dużo śmiechu. Zawsze jest u nas pełna chata, na koniec odczuwam przyjemne zmęczenie i relaks.
Przyda mi się trochę odpoczynku, bo od razu po świętach wracam do pracy biurowej w agencji aktorskiej.

Potem czekają cię również kolejne dni zdjęciowe na planie „Na sygnale”, a pod koniec stycznia przyszłego roku uroczysta gala wręczenia Telekamer!

Tak, nie mogę się już doczekać. Mam nadzieję, że „Na sygnale” wygra po raz trzeci i że w konsekwencji otrzymamy złotą Telekamerę. Ma to dla nas szczególne znaczenie, bo przecież o wszystkim decydują głosy oddane przez widzów.

Jakich emocji w najbliższych odcinkach „Na sygnale” dostarczy widzom twoja bohaterka?

Jej trójkąt życiowy z Wiktorem (Wojciech Kuliński – przyp. aut.) i byłym mężem Potockim (Marcin Grzymowicz - przyp. aut.), podgrzeje atmosferę. Niby Anna wzięła rozwód, ale były partner nadal będzie ją torturował psychicznie. Z kolei jej obecny ukochany wyjedzie załatwić swoje niepozamykane sprawy, by móc ruszyć do przodu. Mam nadzieję, że szybko wróci, nie chcę, żeby moja bohaterka tęskniła.

Rozmawiał: Kuba Zajkowski